środa, 7 września 2011

Wyciekło....


Wikileaks jest jednym z najbardziej kontrowersyjnych obecnie portali internetowych. Głośno zrobiło się o nim w roku 2007. Od niedawna korzystać mogą z niego nie tylko instytucje, ale także przeciętni użytkownicy sieci.
Fenomenem wikileaks jest fakt, że publikowane przez nią materiały są w 100% zabezpieczane, przez co nikt nie ma bladego pojęcia kto je udostępnił. Założycielem portalu jest Julian Assenge, o którego biografię już toczą spory wytwórnie filmowe.
Wikileaks ujawniła między innymi takie dokumenty jak:

Oczywiście ujawnianie dokumentów to stąpanie po cienkim gruncie - współpraca z prasą dała się we znaki gdy dziennikarz Guardiana opublikował hasło do systemu Wikileaks w efekcie czego na światło dzienne wypłynęło wiele nieautoryzowanych materiałów.




Co ciekawe w styczniu b.r. portal poinformował, że znajduje się w posiadaniu kompromitujących materiałów na temat potentata prasowego Ruperta Murdocha. O tym jak Murdoch skończył, gdy jego działania wyszły na jaw, chyba wszyscy słyszeliśmy.
Julian Assange jest o tyle niebezpieczny, gdyż ma na swoim koncie kilka poważnych zarzutów. Został oskarżony o przestępstwa na tle seksualnym. Stara się uniknąć ekstradycji do Szwecji. Istnieje obawa, że dokumenty w których posiadaniu jest Julian zostaną wykorzystane do wykupienia jego wolności - tak jak to było w wypadku Murdocha.

Zagraniczne koncerny czy potentaci prasowi stanowią temat w rzeczywistości mniejszości dokumentów posiadanych przez WikiLeaks. Przeważają depesze dyplomatyczne, które nieumyślnie wykorzystane mogą poważnie zachwiać stosunkami między państwami. Tylko w zeszłym tygodniu portal opublikował 133 tysiące depesz zawierających informacje ściśle tajne czy też dane osobowe. Za przykład szkodliwości działania Wikileaks przytoczę przypadek opisany przez Bartosza Węglarczyka w wywiadzie dla sdp.pl z 7.09:
Ujawniono np. nazwisko jednego z działaczy międzynarodowej organizacji humanitarnej w Birmie, który opisywał trudy swojej pracy i relacje z birmańskimi urzędnikami. Ten człowiek i ta organizacja prawdopodobnie już nic więcej w Birmie nie zrobią.


Oberwało się także polskiej dyplomacji. Dziś Polskę obiegła wiadomość o tym, że Wikileaks udostępniła materiał, z którego wynika że amerykańska dyplomacja uznawała MSZ pod rządami Anny Fotygi za "zdemoralizowany i osłabiony". Obecny szef MSZ, Radosław Sikorski, będąc w tym czasie w Londynie stwierdził w wywiadzie dla Polskiego Radia Londyn, że tego rodzaju informacje z pewnością sprawiły x-minister przykrość biorąc pod uwagę, jak bardzo ceniła sobie ona zdanie USA. Sama zainteresowana oświadczyła, że wyciek tego rodzaju na miesiąc przed wyborami jest niczym innym jak jednym z elementów kampanii. Politycy znów mają o czym grzmieć, hura!

Osobiście o ile cenię sobie informacje o tym, który koncern nieoficjalnie wspierał reżim bądź też który kraj stara się ograniczyć wolność internetową, o tyle boję się przesady. Ciężko jest wymagać przejrzystości od wszystkich polityków Świata. Natomiast gdy zaczną do nas napływać informację, że jeden minister krzywo popatrzył na drugiego i pod wpływem chwili nazwał go ciamajdą, łatwo możemy popaść w paranoje.
 Tęskni mi się za prawdziwymi muckraker's. Obecnie zamiast nich mamy niepewnych siebie działaczy, którzy dla pozornie dobrego dostępu do wszelkiej informacji narażają na niebezpieczeństwo wiele osób, sami pozostając anonimowymi. A kamieniem powinien rzucać ten, kto sam bez winy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz